Serwis Webmasterski WebMark
  :: Strona
  Strona główna
  Galeria
  Czytelnia
  Kontakt
  :: Guest Book
  Dodaj wpis
  Pokaż wpisy

Chochlik



To była noc. Sięgnęła ręką pod poduszkę. Wymacała komórkę. Wyciągnęła ją. Szybko wystukała PIN (zapamiętała go na tyle, że potrafiła wystukać go z zamkniętymi oczami, a w ciemności taka umiejętność jest pożądana). Zerknęła tylko na pole zegara i wyłączyła telefon. Usadziła go z powrotem pod poduszką. 2:31. Od kilku dni budziła się o tej samej godzinie. Wciąż zastanawiała się - czemu.
Zawsze po przebudzeniu natychmiast starała się zasnąć. Tym razem nie umiała. Gdy tylko przymykała powieki i zdawała się już spać, natychmiast otwierała oczy i choć wydawało jej się, że przespała kilka minut, wiedziała, że to było zaledwie kilka sekund.

Wstała. Chłód podłogi zaskoczył jej stopy. Od dawna prosiła rodziców o założenie ogrzewania podłogowego, a przynajmniej o miękki dywan. Wciąż bez skutku.
Stopy stawiała lekko. Najpierw palce, później śródstopie. Starała się nie dotykać podłogi piętami. Ostrożnie minęła miejsce, gdzie panele skrzypiały najbardziej.
Stała w łazience. Oparła dłoń o kafelki. Zimno połaskotało jej opuszki palców. Coś skapnęło na podłogę. Spojrzała w sufit. Była pełnia. Światło księżyca delikatnie wyłaniało czyjś kształt. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak ptak.
Stworzenie poruszyło się, a kilka kropel spadło w dół. Jedna z nich dosięgnęła jej ręki. Wyciągnęła dłoń do światła i dostrzegła, że jest to ciemna, błyszcząca maź. Roztarła ją opuszkami palców. Kleiła się. Na wpół przerażona spojrzała w górę. Stworzenie zniknęło.
Odetchnęła z ulgą, myśląc, że to przewidzenie. Przecież była noc, a w czasie snu różne potwory mogą czyhać po kątach. Tak, w czasie snu. Zrozumiała, że nie powinna dłużej tutaj stać, tylko wrócić do łóżka i spróbować zasnąć.
Odwróciła się i omal nie krzyknęła. Stwór przykleił się do ściany i obserwował ją swoimi wyłupiastymi, żółtymi oczami. Cofnęła się i usiadła na brzegu wanny, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Ręce jej drżały, a wraz z szybkim rytmem serca w jej głowie kołatała jedna myśl - "Co to jest?".
Stwór, jakby odgadując jej myśli, szepnął:
- Twym stróżem.
Jego głos wibrował, jakby był trzepoczącymi skrzydłami młodej ważki. Odpowiedź jej nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Serce jeszcze bardziej przyspieszyło, choć mogłoby się wydawać, że już bardziej nie mogło.
- Nie bój się - odezwał się ponownie. Tym razem przyglądała mu się w momencie, gdy mówił. Nie miał żadnego otworu, którym mógłby wydobywać dźwięki. Mimo, że roztarta maź na ręce zaczynała podrażniać skórę i wywoływać świąd, nie potrafiła uwierzyć, że to nie jest sen. Usilnie uczepiała się myśli, że to jeden z jej koszmarów.
- To nie sen - rzekło stworzenie.
- Więc kim jesteś, jak nie zjawą z mego snu? - zapytała cicho.
- Już mówiłem. Jestem twym stróżem. Wy nazywacie nas aniołami stróżami.
Coś przewróciło się w jej żołądku. Obrzydzała ją myśl, że coś takiego, jak ów potwór może jej pilnować dzień i noc. Również źle się czuła z myślą, że stale jest niańczona. Już dawno wyrosła z bajeczek dla dzieci o aniołkach.
- Nie chcę żadnego stróża.
- Może nie chcesz, ale potrzebujesz.
- Nie potrzebuję - rzekła twardo.
- Nigdy nie czułaś zamętu wywołanego brakiem bezpieczeństwa oferowanego przez nas.
- Więc chcę poczuć. Nie chcę żadnych nianiek.
Stworzenie przechyliło głowę.
- Nie chcę cię prowadzić w przepaść, ale sama tego sobie życzysz. Zazwyczaj opuszczamy młodych ludzi wraz z osiągnięciem dorosłości, lecz wielu z nich chce tej dorosłości zbyt wcześnie. Nie jesteś tutaj wyjątkiem. Ja cię ostrzegam. Upadniesz, jeśli cię opuszczę. Życie beze mnie stanie się dla ciebie największą mordęgą, jaka może istnieć.
- I co z tego - warknęła. - Nie chcę cię mieć obok.
- Jak chcesz - głos stróża brzmiał jak spazm zrezygnowania. - Ale później nie płacz po mnie.

Tej nocy zasnęła spokojnie. Kolejnej obudziła się o tej samej porze co zwykle. Wymknęła się do łazienki i uważnie prześledziła wzrokiem sufit. Żadnych potworów. Wróciła do łóżka z grającą w duszy całą symfonią zadowolenia.

Kolejne noce stawały się coraz gorsze. Ogarnęła ją całkowita bezsenność. Im mniej chciała wierzyć w słowa stróża, tym bardziej odbijały się one w jej życiu.
Nazwała go w myślach "chochlikiem". Bo tylko chochliki są takie figlarne.
Otoczenie najpierw nie zauważało jej rozpadu, później nagle się ocknęli i usiłowali coś zrobić. Ale było za późno. A ich gesty były jak niepotrzebne łzy w tragedii. Później i tak wszyscy mówili, że była chora psychicznie.
Bo to był jej wybór. Nie najlepszy, ale dorosły, bo chciała być dorosła i zapłaciła za nią tak okrutną cenę.
Bo cechą dorosłości jest to, że czasem trzeba iść na va banque.

Popełniła samobójstwo w dwa tygodnie po spotkaniu ze swoim stróżem. W liście pożegnalnym napisała, że odnalazła dziecko, którego opiekunem był jej chochlik. Zabiła je, ale nic nie wróciło do normy. Bo tylko chochliki są takie figlarne.

Koniec

Wróć do Czytelni
copyright by Incantator